Gdy będziecie czytać te słowa, Olympia 2008 będzie już tylko wspomnieniem, a kroniki odnotują, że zdobywca 2. miejsca w 2007 roku nie podjął kolejnej próby odebrania tytułu Jayowi Cutlerowi. Zdaniem wielu obserwatorów Victor powinien zwyciężyć już w 2007 roku, więc ich ponowne starcie było bardzo wyczekiwane. Jednak pojedynek trzeba było odłożyć z powodu poważnej kontuzji kolana, której Victor nabawił się przygotowując do obrony tytułu na Arnold Classic.
Choć natychmiast przeprowadzono operację, o starcie na Arnold nie mogło być mowy. Wraz ze zbliżaniem się terminu Olympii coraz więcej osób zadawało sobie pytanie, czy Victor zdąży się przygotować do tego, by stawić czoła Jayowi i nie pozwolić mu na trzecie zwycięstwo z rzędu. Victor zdecydował, że skoro nie może się przygotować na 100%, to taki start nie ma sensu. Zamiast tego podjął decyzję o pełnej rekonwalescencji kolana przed kolejnym startem. Co Victor Martinez przygotował na rok 2009? Przekonajmy się.
RH: Zacznijmy od najważniejszego: jak twoje kolano i czy trenujesz już nogi?
VM: Jest dobrze, mogę trenować już na 90% dawnych ciężarów. Ale ciągle się oszczędzam i tak będzie do 1 października, kiedy to zaczynam pierwszy z trzech etapów przygotowań do Arnold, które opracowaliśmy z Chadem. Obecnie przysiady kończę na 140 kg, choć sadzę, że gdybym chciał to poszłoby i 190. Ale przynajmniej jestem w stanie osiągnąć podczas treningu nóg niesamowitą pompę, czego przez długi czas musiałem unikać. Bałem się pompy, gdyż to właśnie ona była jedną z głównych przyczyn mojej kontuzji. Ale w sumie trenuję nogi już od maja 2008 roku i po tych kilku miesiącach nie mam już zahamowań.
RH: Czy twój obecny trening nóg czymś różni się od poprzednich? Unikasz jakichś ćwiczeń, zmieniłeś coś w kwestii techniki czy tempa wykonywania powtórzeń?
VM: Robię te same ćwiczenia: przysiady, wyciskanie nogami, wyprosty. Jedyna różnica polega na tym, że robię dodatkowe 4–6 serii wyciskań i wyprostów jednonóż, tak by lewa noga mogła dogonić prawą. Robię też wykroki w miejscu na jedną nogę. Nie mam problemów z utrzymaniem właściwej techniki i nie zarzucam ciężarów, wiec nie muszę nic zmieniać. Jeśli widzieliście moje filmy na amerykańskim MDTV, to wiecie, że nie wymachuję bez sensu ciężarami i nie robię nic głupiego ani niebezpiecznego.
RH: Za operację musiałeś zapłacić z własnej kieszeni, prawda?
VM: Tak, rachunki wyniosły około 33 tys. dolarów, a ja nie miałem ubezpieczenia.
RH: Widziałeś dokument Michaela Moore’a pod tytułem „Sicko”o tym, jak złe i chciwe są amerykańskie firmy ubezpieczeniowe i o tym jak w wielu krajach świata np. we Francji, w Kanadzie, Wielkiej Brytanii, a nawet na Kubie opieka medyczna jest bezpłatna i dostępna dla wszystkich?
VM: Nie musiałem tego oglądać, ja to przeżyłem! Wiesz, u nas się żartuje z tych krajów i ciągle mówi, jaka to Ameryka jest bogata i że to najwspanialszy kraj na Ziemi. Stany Zjednoczone na pewno mają mnóstwo pieniędzy i siły, ale to jak państwo traktuje swych obywateli jest karygodne. Taki kraj powinien zapewnić opiekę medyczną wszystkim potrzebującym. A teraz najlepszą opiekę mają najbogatsi. Tak nie powinno być.
RH: Zgadzam się z Tobą. Czy ubezpieczyciele są chętni do obejmowania swą opieką zawodowych kulturystów, czy też z jakichś powodów zawód ten uważany jest za zawód wysokiego ryzyka?
VM: Właśnie jestem w trakcie załatwiania ubezpieczenia. Musiałem czekać, bo żadna firma nie chciała mnie ubezpieczyć zanim nie upłynie pół roku od mojej operacji. Każdy zawodowy sportowiec jest traktowany jako klient wysokiego ryzyka. Będzie mnie to sporo kosztować, ale nawet wolę nie myśleć, co by było gdybym, odpukać, złapał kolejną kontuzję, nie mając ubezpieczenia.
RH: Rok 2008 był dla ciebie pierwszym rokiem bez startów od czasów amatorskich, czyli od końca lat 90. Jakie to uczucie, oglądać te wszystkie zawody i nie móc w nich wystartować? Nie wkurzało cię to?
VM: Wiesz, najgorsze było to, że nie miałem okresów przygotowawczych do startów. Przez wiele, wiele lat, raz lub dwa razy w roku, przygotowywałem się do zawodów ze szczegółowym planem treningów, posiłków, aerobów itd. Gdy przygotowujesz się do takich zawodów jak Mr. Olympia czy Arnold to zajmuje ci to cały boży dzień. Wolny czas wykorzystałem na uruchomienie własnej linii odzieżowej, która na rynek trafi pod nazwą „V-Shape” lub „V-Wear”. Będą to najwyższej jakości ciuchy do noszenia na siłowni i poza nią, a także bielizna i stroje kąpielowe dla kobiet. Nad tą linią pracuje bardzo utalentowana projektantka Lina Martinez – zbieżność nazwisk przypadkowa.
RH: Otwierasz także w Edgewood restaurację o nazwie MuscleMaker Grill. Będziesz tam bywał i doglądał wszystkiego osobiście?
VM: Jasne, ale nie spodziewajcie się mnie tam zbyt wcześnie rano. Nie należę do rannych ptaszków i nie potrafię się z nimi dogadać. Nie rozumiem, jak można się uśmiechać o 7 rano! Jak można być o tej porze w ogóle przytomnym?
RH: Może to efekt podwójnego espresso z kofeiną w dawce, która zabiłaby byka.
VM:: Może i tak. Ale ja i tak wolę ludzi, którzy wstają później. Są bardziej wyluzowani, tacy jak ja. Znam tego typu ludzi z czasów, gdy pracowałem w klubach. Mój lokal będzie otwarty przynajmniej do 24, a większość restauracji w tej okolicy zamykana jest znacznie wcześniej. Kulturyści muszą jeść aż do czasu, gdy idą spać. Co zrobisz, gdy późnym wieczorem po wyjściu z kina padasz z głodu? Idziesz do mojej restauracji! Będzie w niej wielki wybór zdrowych posiłków, wiec nie będziesz już skazany na Burger Kinga.
RH: Zawsze miałeś wielką motywację, ale tak długi okres bez startów sprawił, że jesteś chyba bardziej nakręcony niż kiedykolwiek?
VM: Dokładnie. Moje ciało całkowicie odpoczęło, co się nie zdarzało w poprzednich sezonach. Normalnie po zawodach dawałem sobie góra miesiąc odpoczynku i zaczynałem się szykować do kolejnych. To za mało. Inną zaletą tak długiej przerwy w trzymaniu diety i robieniu aerobów jest fakt, że teraz moje ciało będzie się zmieniać znacznie szybciej. To znacznie zmniejsza presję.
RH: Zawsze, gdy jakiś znany kulturysta odniesie kontuzję na tyle poważna, że wymaga operacji, pojawia się masa mądrali twierdzących, że to jego koniec. Myślisz, że niedoceniają oni umiejętności chirurgów, czy też nie wiedzą jaką wolę walki mają niektórzy sportowcy?
VM: To tylko zazdrość. Chcą byś odniósł porażkę, ponieważ robisz coś, na co oni nigdy się nie odważą. Nie mają odpowiedniej genetyki, a na pewno nie mają jaj niezbędnych do naprawdę ciężkiego treningu dzień po dniu przez całe lata. Takich ludzi cieszy, gdy ktoś odniesie kontuzję lub się rozchoruje. Takim ludziom przydałaby się terapia, ponieważ fakt, że życzą komuś nieszczęścia na pewno nie świadczy dobrze o ich zdrowiu psychicznym.
RH: Czy w czasie rehabilitacji myślałeś o tym, że być może nie uda ci się już wrócić do dawnej formy?
VM: Oczywiście, pojawiały się takie myśli, ale zawsze je odpędzałem i nie pozwalałem im na zasianie ziarna niepewności. Najgorsza rzecz, jaką możesz zrobić po kontuzji to użalanie się nad sobą. Nie służy to niczemu poza pogarszaniem twojego samopoczucia i podkopywaniem wiary we własne siły. Dlatego wkurza mnie, gdy ktoś mówi: „Stary, tak mi przykro, że cię to spotkało, współczuję ci”. Dla mnie to jak obraza. Mam zacząć użalać się nad sobą i uznać, że moja kariera dobiegła końca? Myśl pozytywnie. Zawsze wiedziałem, że wrócę, a moi prawdziwi przyjaciele tylko mnie w tym utwierdzali. Żaden z nich nie gadał mi takich głupot.
RH: Hmm… Staram się teraz przypomnieć sobie, czy czasem nie byłem jednym z tych dupków, którzy wyrażali ci swe współczucie. W lipcu skończyłeś 35 lat. Wiek ten jest uważany za optymalny dla kulturysty. Jak ty to widzisz – na jakim etapie jest twoja kariera i sylwetka?
VM: Jest dobrze. Czuję się silny i skoncentrowany i ogólnie forma jest OK. Wciąż jestem głodny sukcesów i na pewno nie jestem zmęczony sportem. Moja sylwetka też jest całkiem niezła. Jest to zresztą oczywiste, bo inaczej nie wygrałbym Arnold i nie zajął drugiego miejsca na Olympii. W 2009 roku chciałbym wygrać po raz kolejny Arnold oraz poprawić swój wynik na Mr. Olympia, czyli mówiąc wprost: zamierzam wygrywać.
RH: Nie sądzisz, że może rozsądniej byłoby poczekać ze startem do września 2009? Czy uważasz, że ewentualne zwycięstwo na Arnold da ci lepszą pozycję przed Olympią?
VM: Po prostu zbyt długo musiałbym czekać. Poza tym czemu odpuszczać Arnold, jeśli wiem, że mogę tam znowu wygrać? Za zwycięstwo jest tam tłusty czek, a nie można też przecenić tego, jak takie zwycięstwo wpływa na ciebie w czasie przygotowań do Olympii. Gdybym jeszcze poczekał, miałbym pełne 2 lata przerwy w startach. Kariera kulturysty i tak jest krótka. Należy też pamiętać, że nie startowałbym w, jak sam stwierdziłeś, optymalnym dla kulturysty wieku.
RH: Mnóstwo ludzi było zdania, że na Olympii w 2007 roku twoja sylwetka zbliżyła się do ideału. Co chciałbyś poprawić w stosunku do tamtego występu i jak zamierzasz to osiągnąć?
VM: Chciałbym mieć 5–10% więcej masy. Ale z tamtego startu byłem bardzo zadowolony. Byłem dobrze wycięty, miałem idealnie dobrany bronzer, nawet pozowanie wyszło super. Ale tak naprawdę pytanie brzmi: co powinienem poprawić zdaniem sędziów?
RH: W internetowych dyskusjach często pada teza, że „oni” nigdy nie pozwolą byś wygrał Olympię, ze względu na twe dawne problemy z prawem. Czy przykładasz jakąś wagę do takich twierdzeń? I czemu w takim razie owi „oni” pozwolili ci wygrać Arnold Classic 2007.
VM: Ludzie, którzy wypisują takie bzdury chyba mają za dużo wolnego czasu. Gdybym danego dnia miał najlepszą sylwetkę, to nie mam wątpliwości, że sędziowie daliby mi zwycięstwo. Jeśli zacznę wierzyć w takie teorie spiskowe, to przegram na długo zanim w ogóle wejdę na scenę. Jeśli masz przeświadczenie, że jakiś „układ” nie pozwala ci wygrywać, to nie będziesz w stanie trenować i jeść w taki sposób, by maksymalnie wykorzystać swój potencjał.
RH: Co chciałbyś powiedzieć swoim wiernym fanom, którzy wierzą w ciebie niezależnie od tego z czym przychodzi ci się właśnie mierzyć?
VM: Mam niewielką grupę takich oddanych fanów i oni dobrze wiedzą jak bardzo jestem im za to wsparcie wdzięczny. Gdy wygrywasz, każdy jest twoim fanem. Jednak, gdy masz gorszą passę lub dopada cię kontuzja, większość tych wielbicieli znajduje sobie nowy obiekt uwielbienia. Dlatego wsparcie takich prawdziwych, wiernych fanów znaczy dla mnie naprawdę wiele.
RH: I na koniec, wielu z nas, bywalców siłowni, odnosi kontuzje, które stawiają pod znakiem zapytania ich dalsze treningi. Co mógłbyś przekazać takim ludziom, po tym co sam przeszedłeś w ostatnich miesiącach.
VM: Nie poddawajcie się. Nie słuchajcie negatywnych komentarzy i nie pozwólcie, by złe myśli zdominowały wasz umysł. Kontuzja oznacza wyrok tylko, gdy na to pozwolicie. Sami tworzycie swą rzeczywistość i to w waszych rękach jest wasze przeznaczenie. Zawsze znajdzie się ktoś kto powie, że nie macie szans na sukces, gdyż desperacko będzie pragnął waszego potknięcia i upadku. Tworzycie własną przyszłość i wszystko sprowadza się do tego, jak mocno będziecie pragnęli osiągnąć cel. Ja stawiam sobie za cel wrócić na scenę i wygrać każde zawody, w jakich wezmę udział i to jedyny sposób myślenia na jaki sobie pozwalam.