Opinie wyrażone w tym dziale, niekoniecznie odzwierciedlają poglądy redakcji Muscular Development (MD). MD nie popiera żadnych form nielegalnego dopingu, wykorzystywanego w sporcie, ani do innych, indywidualnych celów. MD nie popiera także stosowania legalnych rodków w radykalnie zawyżonych dawkach. Zamieszczone artykuły, mają jedynie charakter informacyjny i nie można ich traktować, jako porady o charakterze medycznym, i tym samym wykorzystywać do jakiejkolwiek terapii. Czytelnicy muszą zdawać sobie sprawę iż posiadanie niektórych wymienionych substancji może być zabronione. Jeśli pewne kwestie poszczególnego artykułu pozostały niezrozumiałe Czytelnicy powinni skonsultować wszystkie uzyskane informacje z wykwalifikowanym personelem medycznym. Redakcja nie odpowiada za szkody, jakie mógł wyrządzić sobie Czytelnik po zastosowaniu informacji zamieszczonych w tym dziale, jak i całym magazynie MD. Wszystkie artykuły stanowią jedynie pogląd ich autorów przez co nie mogą być w żaden sposób rozumiane, jako źródła wiedzy pewnej, o charakterze medycznym.
W tym miesiącu chciałbym omówić z wami pewne doświadczenie, nad którym ostatnio pracowałem. Chodzi o opracowanie nowych metod wykrywania podrabianych sterydów. Jak na pewno wielu z moich czytelników wie, w ciągu ostatniej dekady czarny rynek sterydów anabolicznych bardzo się zdegenerował. Wiele z dostępnych środków to zwyczajne podróby. Biorąc pod uwagę jak duże pieniądze można zgarnąć w tym sektorze, nie dziwi fakt, że fałszerze używają coraz bardziej wyszukanych metod podrabiania produktów, by chronić swój biznes. Postanowiłem więc znaleźć jakąś nową, skuteczną metodę weryfikacji, pomocną zwłaszcza przy bardziej wyrafinowanych podróbkach.
Całe lata temu wpadłem na pomysł mikroskopowej analizy opakowania i etykiety. Choć już wtedy zdawałem sobie sprawę, że metoda ta ma przyszłość, to jednak nie mogłem jej rozpowszechnić ze względu na brak dostępu do odpowiedniej aparatury. Zatrzymałem więc ten pomysł dla siebie i postanowiłem poczekać, aż rozwój technologii pozwoli zastosować go w praktyce. Ostatnio sprawiłem sobie za ok. 40 dolarów, mieszczący się w kieszeni mikroskop o przybliżeniu x200. To, co można zdziałać takim cudem jest wprost niewiarygodne! Przybliżę teraz wam jeden z aspektów tego pomysłu – analizę mikroskopową numeru lotu i daty ważności.
Czego szukać?
Dobrym miejscem do szukania dowodów fałszerstwa jest właśnie nadruk z numerem partii i datą przydatności. Firmy farmaceutyczne mają swoje wzory opakowań, zaś etykiety są drukowane hurtowo, zwykle przez odrębną firmę. Zawierają one puste pola, w które wstawia się numer partii i datę ważności, gdy pakuje się konkretny lek. Robi się to zwykle metodą stemplowania mechanicznego lub na drukarce komputerowej. Tymczasem wielu fałszerzy wcale tak nie robi i idzie na łatwiznę, gdyż o wiele łatwiej i taniej jest wydrukować numer partii i datę ważności razem z resztą pudełka/etykiety. Jeśli więc dokładnie przyjrzymy się temu fragmentowi etykiety i stwierdzimy, że wspomniane dane zostały wydrukowane razem z resztą etykiet, to będziemy mieć pewność, że sprawdzany poprzez nas produkt to podróbka. Poniżej zamieszczam kilka przykładów, by pokazać wam jak to robić.
Stemplowanie mechaniczne
Pierwszy zestaw fotografii pokazuje nam numer partii i datę ważności wstawione na oryginalnym produkcie sterydowym metodą stemplowania mechanicznego. W dwustukrotnym powiększeniu widzimy, że tusz jest rozprowadzony dość równomiernie, niewielkie poplamienie jest jak najbardziej na miejscu. Natomiast bardzo byśmy nie chcieli zobaczyć maleńkich kropeczek.
Na drugim zdjęciu widzimy fałszywkę z numerem serii i datą ważności wydrukowaną razem z resztą etykiety. Aby upodobnić wydruk do stempla, fałszerz użył pogrubionej czcionki, ale w dwustukrotnym powiększeniu i tak widać wyraźnie, że nie mamy tu do czynienia z tuszem ze stempla, ale maleńkimi kropkami będącymi efektem drukowania.
Druk komputerowy
Na kolejnym zdjęciu widzimy fragment opakowania autentycznego sterydu z numerem partii i datą ważności nadrukowaną przy pomocy komputera. Każdy składa się z pewnej ilości dużych kropli tuszu. W dwustukrotnym powiększeniu widzimy ponownie dość jednolitą strukturę tuszu.
Na fałszywce starano się odpowiednią czcionką podrobić taki styl wpisania interesujących nas danych. Jednak tak jak poprzednio, gdy spojrzymy na napisy przez mikroskop powiększający do 200 razy, zobaczymy, że nie mamy do czynienia z plamami atramentu, ale maleńkimi kropeczkami charakterystycznymi dla normalnego druku.
Podsumowanie
Bardzo polecam nabycie sobie takiego mikroskopu i trzymanie zamieszczonych tu zdjęć, jako ściągawki. Mogą one posłużyć, jako punkt odniesienia pomagający odróżnić produkt oryginalny od fałszywego, gdy będziecie mieli wątpliwości. Niestety, coraz częściej fałszerze używają wyspecjalizowanego sprzętu, więc powyżej opisana metoda nie daje stuprocentowej pewności. Jednak w praktyce, bardzo często mi się przydaje. Wydaje się, że wielu fałszerzy nie przywiązuje wystarczająco dużej uwagi do tego aspektu swej działalności. Dobra rada: obróćcie to niedopatrzenie na swoją korzyść, dopóki jeszcze jest to możliwe.