Opinie wyrażone w tym dziale, niekoniecznie odzwierciedlają poglądy redakcji Muscular Development (MD). MD nie popiera żadnych form nielegalnego dopingu, wykorzystywanego w sporcie, ani do innych, indywidualnych celów. MD nie popiera także stosowania legalnych rodków w radykalnie zawyżonych dawkach. Zamieszczone artykuły, mają jedynie charakter informacyjny i nie można ich traktować, jako porady o charakterze medycznym, i tym samym wykorzystywać do jakiejkolwiek terapii. Czytelnicy muszą zdawać sobie sprawę iż posiadanie niektórych wymienionych substancji może być zabronione. Jeśli pewne kwestie poszczególnego artykułu pozostały niezrozumiałe Czytelnicy powinni skonsultować wszystkie uzyskane informacje z wykwalifikowanym personelem medycznym. Redakcja nie odpowiada za szkody, jakie mógł wyrządzić sobie Czytelnik po zastosowaniu informacji zamieszczonych w tym dziale, jak i całym magazynie MD. Wszystkie artykuły stanowią jedynie pogląd ich autorów przez co nie mogą być w żaden sposób rozumiane, jako źródła wiedzy pewnej, o charakterze medycznym.
Od początku naszej cywilizacji ludzie mieli świadomość istnienia jakiegoś „czynnika męskości”, który odpowiedzialny był za ostre rysy twarzy i twardy, męski charakter. W XIX w. udowodniono, że źródłem tego czynnika były jądra, gdyż kastrowane zwierzęta traciły część cech samczych, które pojawiały się u nich ponownie wraz z przeszczepieniem im innej pary jąder. Te pierwsze w pełni naukowe badania, potwierdziły jednak tylko to, co ludzkość znała i wykorzystywała w praktyce od wieków. W wielu kulturach kastrowano słabsze sztuki bydła, aby mnożyły się tylko zdrowe egzemplarze – w ten sposób dążono nie tylko do osiągnięcia zdrowszego pogłowia, ale także dającego więcej mięsa lub mleka. Niektóre społeczności kastrowały także swoich męskich niewolników – aby uczynić ich potulniejszymi, a także zredukować ich libido i możliwość erekcji.
Sam „czynnik męski” wstępnie zidentyfikowano w latach 30. XX w. poprzez analizę składu tysięcy litrów męskiego moczu – z którego wyizolowano pierwszy androgen, androsteron. Androsteron jest metabolitem (produktem rozpadu) testosteronu, który powstaje w wątrobie. Kilka lat później zidentyfikowano także sam testosteron i chemicy opracowali sposób syntezy tego hormonu w warunkach laboratoryjnych. Niedługo potem odkryto, że drobne przekształcenie struktury androgenów zmieniało fizykochemiczne i fizjologiczne właściwości tych hormonów, w sposób, który pozwalał na podawanie ich ludziom drogą doustną i poprzez zastrzyki o długim okresie działania. Nauczono się też wytwarzać środki o bardziej selektywnym działaniu, które miały silniejsze właściwości anaboliczne (służące rozbudowie mięśni), a słabsze działanie androgeniczne (wpływ na organy płciowe).
Pierwotnym kierunkiem rozwoju środków na bazie androgenów, było tworzenie takich substancji, które miały działanie niemal tylko i wyłącznie anaboliczne. Początkowo, większość sterydów androgeniczno-anabolicznych (SAA) była w postaci doustnej, jednak rosnąca liczba przypadków uszkodzeń wątroby u osób stosujących SAA w leczeniu chorób przewlekłych, w tym nowotworów złośliwych oraz rozwój leków o bardziej wyspecjalizowanym działaniu (jak np. erytropoetyna) sprawiły, że wypadły one z łask pacjentów. W tym momencie istniały już sterydy w formie przeznaczonej do wstrzykiwania, ale dyskomfort powodowany koniecznością regularnego przyjmowania zastrzyków domięśniowych i co za tym idzie, niskie zainteresowanie pacjentów, zablokowały ich użycie na szerszą skalę. Są już w tej chwili dostępne estry popularnych SAA (testosteronu i nandrolonu) o długim okresie uwalniania, ale istnieje bardzo niewiele dolegliwości, przy których na dzień dzisiejszy dopuszcza się zastosowanie kaprynianu nandrolonu. Z kolei undekanian testosteronu nie został zaaprobowany przez FDA, mimo iż z doświadczeń wielu innych krajów, gdzie jest stosowany, jasno wynika, iż jest to środek bezpieczny.
Ostatnio badane zastosowania SAA w lecznictwie krążą wszystkie wokół zagadnienia hormonalnej terapii zastępczej. Terapia ta do dziś jest przedmiotem wielu sporów, gdyż badania na temat korzyści i zagrożeń wynikających z jej stosowania przez kobiety po okresie menopauzy dają czasem zupełnie sprzeczne wyniki.
W dalszej części artykułu zajmę się tylko męską hormonalną terapią zastępczą – i nie da się ukryć, że zagadnienie to było poważnie zaniedbywane przez ostatnie 50 lat. Zmiany hormonalne będące częścią procesu starzenia się są bardzo złożone, ale przez analogię do terapii dla kobiet po okresie menopauzy, podstawowym elementem takiej terapii dla mężczyzn jest przywrócenie poziomu ich głównego hormonu płciowego, testosteronu, do wartości uznawanych za właściwe dla zdrowego mężczyzny. Naturalnie, lekarze doświadczeni w dziedzinie walki ze starością, włączyć muszą do tej terapii także i inne hormony oraz pozostałe niezbędne substancje, bazując na kompleksowym badaniu danej osoby.
Niedostatki terapii na niedobór testosteronu
Dostępnych sposobów leczenia niedoboru testosteronu okazuje się być zadziwiająco mało. Ogólnie rzecz biorąc, do dyspozycji lekarzy pozostają estry testosteronu w formie zastrzyków (głównie enantan) oraz żele i plastry do aplikacji miejscowej. Główną wadą estrów testosteronu są wywoływane przez nie silne wahania poziomu tego hormonu, zwłaszcza przy tym sposobie podawania. Żeby przekształcić testosteron (i inne SAA) w formę nadającą się do wstrzyknięcia, cząsteczka sterydu przyłączana jest do cząsteczki kwasu tłuszczowego tak zwanym wiązaniem estrowym (stąd pojęcie „ester testosteronu”). To czyni hormon rozpuszczalnym w oleju – ciekłej formie tłuszczu, którą można wstrzykiwać bezpośrednio w mięsień (pośladkowy, naramienny czy czworogłowy).
Zależnie od rodzaju kwasu tłuszczowego do którego przyłączone zostały cząsteczki hormonu, jest on szybciej lub wolniej uwalniany do krwiobiegu. Niestety, proces ten nie przebiega równomiernie. Szczytowe stężenie osiągane jest, zależnie od rodzaju estru, w kilka godzin lub dni po wstrzyknięciu, potem stężenie stopniowo opada, aż do następnego zastrzyku.
Typowe cykle dawkowania estrów testosteronu często skutkują krótkimi okresami podwyższonego poziomu testosteronu (czasem nawet krytycznie podwyższonego), po których następuje kilka dni, gdy utrzymuje się właściwe stężenie hormonu w krwiobiegu. Następnie mogą nastąpić dni, w których stężenie spada poniżej normy. Część osób źle znosi takie wahania, a ogólnie rzecz biorąc, efekt takiej terapii daleki jest od optymalnego. Skuteczniejszy ester o długim uwalnianiu, undekanian testosteronu (Nebido), nie został jeszcze dopuszczony do użycia w Stanach i wydaje się, że jest to zbyt zachowawcza decyzja ze strony FDA.
Część środowiska medycznego jest „niezwykle zaskoczona i rozczarowana” zagmatwanymi i hamującymi rozwój warunkami stawianymi przez FDA. Dla klinicystów to faktycznie może być duże rozczarowanie, ponieważ Nebido gwarantuje utrzymanie niezmiennego i ustalonego poziomu testosteronu przez okres 6–14 tygodni po jednym zastrzyku. Zresztą, formy testosteronu wymagające regularnego robienia zastrzyków niosą ze sobą zagrożenia niezwiązane z farmakokinetyką samego środka – sama czynność wstrzykiwania jakiejkolwiek substancji do wewnętrznych tkanek ciała rodzi możliwość pojawienia się infekcji i ropienia, uszkodzenia nerwów czy wywołania zatoru olejowego.
Produkty do aplikacji przezskórnej pozwalają uniknąć dużej części potencjalnych skutków ubocznych, jakie towarzyszą zastrzykom, ale też nie są zbyt wygodne, a niektóre z nich niosą za sobą inne, ale nie mniej drażniące, konsekwencje. W odróżnieniu jednak od form przeznaczonych do wstrzykiwania, które powodują skokowe zmiany poziomu hormonów, czasem mocno przekraczające fizjologiczne normy, produkty do aplikacji miejscowej dają w miarę stabilny poziom testosteronu, z powodu jego mniejszej ilości w każdej dawce.
Niestety, konsekwencją tego jest znacznie krótszy okres działania jednorazowo aplikowanej dawki, co wymusza codzienne stosowanie i może powodować wahania w obrębie jednego dnia. Jednak, jak już wspomniałem, wahania te nie są zbyt duże i pacjenci z rzadka je odczuwają, jeśli lek stosowany jest zgodnie z zaleceniami.
Niektórzy pacjenci uskarżają się na podrażnienia skóry spowodowane reakcją na plastry, część z kolei „nie odczuwa” efektu testosteronowej terapii zastępczej, kiedy używa plastrów, a inna część nie jest zadowolona z faktu, że nosi plaster, który może zwracać uwagę innych osób. Aplikacja żelu z kolei jest bardzo czasochłonna, zwłaszcza, gdy trzeba czekać, aż przeschnie, aby móc się ubrać; część osób uskarża się na wrażenie „tłustej” skóry. Ponadto, istnieje ryzyko przypadkowego przeniesienia testosteronu w ilościach nieobojętnych dla organizmu na członków rodziny, w tym dzieci, i na wszystkie osoby z którymi mamy fizyczny kontakt. Istnieją udokumentowane przypadki dzieci lub żon pacjentów wykazujących objawy maskulinizacji wskutek kontaktów z testosteronem w żelu.
Jest jednak pewien aspekt, w którym codziennie aplikowane plastry czy żel mają przewagę nad wstrzykiwanymi estrami o długim okresie uwalniania – ich sposób działania znacznie lepiej imituje naturalne mechanizmy gospodarowania testosteronem w organizmie. Poziom testosteronu u zdrowego człowieka zmienia się w ciągu dnia, dzięki małym impulsom w postaci hormonu luteinizującego (LH), wytwarzanego w przysadce mózgowej, które stymulują produkcję testosteronu tak, aby jego poziom osiągnął wartość w górnych granicach normy. Mała dawka LH uwalniania jest, gdy regulująca ten proces część mózgu dostaje informację, iż spadający poziom testosteronu powoli zbliża się do dolnej granicy dopuszczalnego zakresu – a gdy osiągnie już pożądany wysoki stan, wysyłanie sygnału w formie LH zostaje wstrzymane – w ten sposób organizm unika zarówno niedoboru, jak i nadmiaru testosteronu. Mechanizm, zwany ujemnym sprzężeniem zwrotnym, w momencie, w którym do organizmu zostanie wprowadzona dawka znacznie przekraczające normalne poziomy testosteronu „dezaktywuje” jądra.
Jednak nawet żele i plastry nie w pełni imitują naturalne wahania produkcji testosteronu – jako że wywołują skok tylko raz dziennie, a potem poziom testosteronu do końca dnia już tylko opada. Można by oczywiście rozwiązać to poprzez podawanie testosteronu więcej niż raz dziennie, ale byłoby to wielce niewygodne rozwiązanie – trzykrotnie częstsza aplikacja plastra zwiększyłaby ostatecznie koszty produkcji. Tania i wygodna metoda podawania testosteronu, która jednocześnie pokrywałaby się z naturalnym rytmem częstych testosteronowych impulsów, wciąż czeka na swojego wynalazcę.
Rozwiązanie nie dalej niż czubek własnego nosa
Od dziesięcioleci istnieje sposób aplikacji leków, który jest jednocześnie tani, wygodny, nie wymaga żadnego sprzętu i przede wszystkim nie sprawia kłopotów nawet przy konieczności regularnego stosowania leku – aerozole do nosa.
Pierwsze aerozole opracowano z myślą o ulżeniu cierpiącym na zatkany katarem nos i bardzo szybko znalazły one swoją niszę (a właściwie nawet dwie, jeśli policzymy każdą dziurkę osobno) na półkach z lekami dostępnymi bez recepty. Jednak, w grupie leków wydawanych tylko na receptę od lekarza, ten sposób aplikacji właściwie się nie pojawia. Istnieje szereg przyczyn, dla których koncerny farmaceutyczne niechętnie opracowują leki w formie aerozoli do nosa − główne to ograniczenia wchłaniania substancji aktywnej, krótszy okres możliwego przechowywania leku, mniejsza popularność i akceptacja społeczna wśród pacjentów.
Ważne w tym wszystkim jest, aby zrozumieć, że środek podawany w tej formie absorbowany jest poprzez śluzówkę jamy nosowej, a nie wdychany do płuc czy tchawicy. Niemniej, śluzówka nosa to w porównaniu do reszty ciała, stosunkowo mała powierzchnia i nie jest w stanie zaabsorbować dużej ilości substancji. To także obszar, w którym ciągle coś się dzieje – lek musi zostać zaabsorbowany błyskawicznie, zanim zostanie wciągnięty do płuc lub wypchnięty na zewnątrz (nie tylko poprzez wydech, ale także kichnięcie, kaszel itd.) lub musi być podany w dość lepkiej formie, aby przylgnąć do śluzówki na okres pozwalający substancji aktywnej na przedostanie się do krwiobiegu. Większość leków, dla których zdecydowano się na aplikację poprzez jamę nosową, ma działać tylko lokalnie, udrażniać nos i łagodzić spuchnięcie śluzówki, zarówno w przypadku przeziębień jak i alergii. Aby lek mógł działać systemowo (na cały organizm) lub centralnie (na mózg), musi być silną i szybko działającą substancją.
Ze względu na swoje właściwości fizyczne, leki o charakterze steroidowym spełniają te warunki i mogą być aplikowane w ten sposób. Jedna ze szwajcarskich firm farmaceutycznych, M et P Pharma AG, pracuje właśnie nad lekiem tego typu, przeznaczonym do użycia w formie męskiej zastępczej terapii hormonalnej. Zespół zajmujący się rozwojem tego leku ogłosił niedawno wyniki pierwszych prób klinicznych na łamach przeglądu „The Aging Male”. W ich trakcie, podawano produkt zawierający testosteron, Nasobol, w trzech różnych dawkach, aby zbadać farmakokinetykę tego środka. Farmakokinetyka to ogół danych opisujących jak szybko substancja trafia do krwiobiegu, kiedy osiąga stężenie szczytowe i jakie ono jest, jak długo we krwi utrzymuje się pożądane stężenie substancji, ile w sumie badanej substancji trafia do organizmu i wiele innych aspektów.
Tę pierwszą fazę testów przeprowadzono na 8 mężczyznach ze stwierdzonym hipogonadyzmem (niskim poziomem testosteronu). Z trzech dawek, dwie niższe (7,6 mg i 15,2 mg) wykazywały się całkiem niezłym współczynnikiem absorpcji – po 24 godzinach we krwi znajdowało się około 30% podanej substancji. Równolegle przeprowadzone badanie na zwierzętach ujawniło około 75% absorpcję, przy czym część (25%) substancji znajdowała się we krwi, a pozostała część (50%) trafiała bezpośrednio do centralnego układu nerwowego (mózgu). To może sugerować, że bezpośredni wpływ testosteronu aplikowanego poprzez jamę nosową na nastrój i zachowanie może być o wiele silniejszy niż zakładano. Szczytowe stężenie we krwi lek osiągał 1–2 godziny po podaniu, zwiększając poziom testosteronu z bardzo niskiego, właściwego dla pacjentów z hipogonadyzmem (130 ng/l) do wartości od 578 ng/l i 804 ng/l, odpowiednio dla niższej i średniej dawki – co odpowiada poziomom normalnemu i zbliżonemu do górnej granicy normy. Najwyższa dawka (22,8 mg) nie wywołała istotnie silniejszego efektu niż dawka średnia, co sugeruje, że dozy większe niż 15,2 mg substancji nie mają racji bytu ze względu na ograniczoną absorpcję na tak niewielkiej powierzchni. Nasobol utrzymywał podniesiony (w stosunku do pierwotnego) poziom testosteronu przez okres od 4 do 6 godzin od podania.
W drugiej części badań udział wzięło 21 pacjentów z hipogonadyzmem, podzielonych na dwie grupy. Obu grupom podawano przez 14 dni Nasobol w dawkach 7,6 mg, ale pierwszej 2 razy dziennie, a drugiej 3. W obu grupach pacjenci dobrze przyjmowali lek, nie zgłoszono żadnych niepożądanych efektów działania Nasobolu. W obu grupach występowały wyraźne ekstrema stężeń testosteronu we krwi w korelacji z podawaniem środka, ale tylko w grupie, której podawano Nasobol 3 razy dziennie stężenie testosteronu stale utrzymywało się powyżej dolnej granicy fizjologicznej normy. W obu grupach stężenie testosteronu i dihydrotestosteronu utrzymywało się poniżej górnej granicy normy, chociaż w każdej z grup trafił się jeden pacjent, u którego odnotowane szczytowe stężenie testosteronu przekraczało normalne fizjologiczne wartości.
Przy okazji tych badań zebrano także dane na temat objawów niedoboru testosteronu, na jaki cierpieli mężczyźni, na samopoczucie. Nie poczyniono w tej materii żadnych ciekawych spostrzeżeń, może dlatego, że kwestionariusz raczej służył zidentyfikowaniu wszystkich objawów jakie towarzyszą takim schorzeniom, niż próbie wskazania zmian wywołanych tą krótką terapią.
Nasobol będzie niewątpliwie interesującym dodatkiem do arsenału jaki pozostaje do dyspozycji lekarzy w walce z niedoborem hormonów – kiedy zostanie dopuszczony do użycia. Na dzień obecny trwa nabór ochotników na drugą fazę prób klinicznych, wątpliwe więc jest, aby produkt trafił na rynek przed upływem co najmniej 3 lat.
Moim zdaniem jednak, Nasobol raczej nie zrobi wielkiej furory jako produkt stosowany przy hormonalnej terapii zastępczej, i to z kilku powodów. Po pierwsze, regularne przyjmowanie leku 2–3 razy dziennie na pewno sprawi na dłuższą metę trudność wielu pacjentom. Niech za dowód na tą tezę posłuży nam typowy pacjent zażywający antybiotyki w domowym zaciszu. Prawie każda osoba, której przepisano antybiotyk wymagający jednego zażycia dziennie, wypełni dokładnie zalecenia lekarza. Jednak, gdy przepisany zostanie antybiotyk, który trzeba brać 3 razy na dzień, większość pacjentów ominie przynajmniej jedną, a czasem i kilka, dawek – a pamiętać trzeba, że antybiotyki stosuje się przeważnie tylko przez 7–10 dni.
Jeśli Nasobol jest tworzony z myślą o terapii mającej na celu przywrócenie na dłuższą metę stałego poziomu testosteronu, absolutna regularność w przyjmowaniu jest nieodzowna. Po drugie, aplikacja poprzez nos dość dużej części społeczeństwa wydaje się dość nienaturalna – jeśli pacjent będzie czuł się niezręcznie lub będzie go to drażnić, dodatkowo zmniejsza to szanse na regularne przyjmowanie leku. Trzecim problemem jaki widzę, jest wciąż nieustalony wpływ zatkanego czy cieknącego nosa na tempo absorpcji leku. Częstość występowania alergii, przeziębień czy innych schorzeń z objawami w obrębie układu oddechowego czyni to zagadnienie niemożliwym do pominięcia. Po czwarte, aby przyjmować lek zgodnie z wymaganą częstotliwością, pacjenci pracujący poza domem musieliby nosić ze sobą aplikator z lekiem – to stanowić może problem natury osobistej. Mężczyźni z niedoborem testosteronu raczej nie chcieliby, aby ktokolwiek przyłapał ich na stosowaniu Nasobolu – tak jak większość młodych kobiet nie życzyłaby sobie, aby ktoś obcy, czy któryś ze współpracowników zobaczył ich pigułki antykoncepcyjne. Niestety, społeczeństwo nie czyni wielkiego rozróżnienia między męską terapią hormonalną, a sterydami nadużywanymi przez sportowców. Poza tymi problemami jest jeszcze wiele innych, z którymi musieliby się uporać amerykańscy dystrybutorzy produktów M et P Pharma AG.
Budowanie mięśni, potęgowanie pożądania
Naturalnie, przeciętny czytelnik tego magazynu nie jest zainteresowany hormonalną terapią zastępczą. Zastosowania Nasobolu, które wzbudzają jego ciekawość, dotyczą raczej zwiększania masy mięśniowej, siły i wpływania na nastrój oraz popęd i sprawność seksualną. Rzeczywiście, można wiązać z Nasobolem pewne nadzieje na tym polu, chociaż nie sądzę, by Nasobol kiedykolwiek został dopuszczony do użytku w takim celu, dla mężczyzn niemających żadnych problemów z poziomem testosteronu. Prawdopodobne za to jest, że idea ta zainteresuje trenerów, których zawodnicy walczą o najwyższe trofea – wykorzystają nielegalnie tę technikę aplikacji do poprawy wydajności zawodników w taki sposób, by wciąż przechodzili oni bez problemów testy antydopingowe.
Pamiętać trzeba, że szczytowe stężenie testosteronu pojawiało się po 60–90 minutach od zaaplikowania Nasobolu. Łatwo byłoby zsynchronizować ten moment z nadchodzącym treningiem, wyścigiem czy stosunkiem seksualnym dla osiągnięcia najwyższej możliwej wydajności. W przypadku zawodów, na których obowiązuje kontrola antydopingowa, pojedynczy skok nie wpłynąłby na wynik dokonywanego na bazie moczu testu. Jeśliby ograniczyć stosowanie tego środka tylko do okresu przygotowań przed zawodami (i robić to raz na tydzień lub nawet rzadziej), nie wydaje się również prawdopodobne, aby rozregulowaniu uległy mechanizmy naturalnej produkcji testosteronu i zmienił się stosunek testosteronu do epitestosteronu. Jeśli twórcy tego nielegalnego wspomagacza poszliby za przykładem Patricka Arnolda i jego „kremiku”, ostateczna formuła tej substancji w formie aerozolu do nosa mogłaby być mieszanką testosteronu i epitestosteronu, co pozwoliłoby na częstsze jej stosowanie bez przekraczania dopuszczalnych przez Światową Agencję Antydopingową wartości stosunku testosteronu do epitestosteronu.
Trudno jest jednak stwierdzić, jaki byłby ostateczny efekt długofalowego stosowania takiego środka przez mężczyznę z normalnym poziomem testosteronu. W każdym razie pewne jest, że utrzymywanie znacznie podwyższonego poziomu testosteronu przy aplikacji poprzez jamę nosową byłoby zarówno trudne, jak i kosztowne. To właściwie sprzyja nieco dopuszczeniu tego produktu na rynek – zmniejszając prawdopodobieństwo jego nadużywania w celach związanych z kulturystyką.
Jest jednak obszar, gdzie zarówno legalnie, jak i nielegalnie stosowane środki tego typu mogłyby wiele zdziałać – poprawa kondycji seksualnej mężczyzn i kobiet. Stężenie testosteronu wydaje się być kluczowym elementem dla stanów podniecenia i pożądania nie tylko u mężczyzn, ale także u kobiet. Niestety na dzień dzisiejszy, FDA nie akceptuje produktów, które miałyby podnosić poziom testosteronu celem wywołania u kobiety podniecenia lub zwiększenia potrzeb seksualnych; plastry z testosteronem stworzone właśnie z tą myślą spotkały się odmowną decyzją FDA.
Viagra i inne podobne do niej substancje są w stanie pomóc większości mężczyzn z zaburzeniami erekcji. Jeśli jednak zgrać w czasie skok testosteronu z działaniem jednego z dostępnych już na rynku środków wspomagających wzwód (takich jak właśnie Viagra), mogłaby to być bardzo skuteczna kombinacja pozwalająca na osiągnięcie i utrzymanie erekcji i wzmocnienie stanu podniecenia.
Niestety, M et P Pharma AG nie dysponuje żadnymi danymi, które mogłyby poprzeć lub obalić tą hipotezę.
Wydaje się, że sportowcom i kulturystom, którzy szukają czegoś co pomogłoby poprawić ich sylwetkę, Nasobol nie jest w stanie zaoferować niczego lepszego niż sprawdzone już środki w formie zastrzyków i tabletek – no może poza możliwością obejścia kontroli antydopingowej, zakładając stosowanie przez krótki okres czasu lub w formie mieszanki z epistestosteronem – ponadto badanie izotopami dałoby jednak wynik pozytywny. Zdrowemu mężczyźnie, chcącemu osiągnąć lepszy wynik na treningu czy na zawodach, środek ten może zapewnić krótkotrwały impuls zwiększonej agresji, motywacji i woli walki – być może też zapewnić lepszą regenerację sił. Znacznie większe zainteresowanie Nasobol może wzbudzić wśród kobiet i mężczyzn szukających nowych sposobów na wzmożenie pożądania i podniecenia.
M et P Pharma AG nie pracuje jednak nad Nasobolem z myślą o zwiększaniu potencjału sportowego, czy seksualnego odbiorców. Środek ten jest tworzony jako nowy punkt wyjścia dla męskiej zastępczej terapii hormonalnej – mający niedostępną wcześniej zaletę, jaką jest uwalnianie testosteronu w rytmie zbliżonym do naturalnego. Czy produkt ten zaspokoi oczekiwania pacjentów i personelu medycznego, kiedy już przejdzie procedury FDA, okaże się dopiero w praktyce. Potencjalne zastosowanie Nasobolu jako środka wspomagającego sprawność seksualną, czy to samego, czy razem z istniejącymi już środkami na problemy z erekcją, jest bardzo interesującą kwestią – być może warto, aby naukowcy prowadzili prace i w tym kierunku.
Bibliografia:
1.Dotson J., Brown R., The History of the Development of Anabolic-Androgenic Steroids, Pediatric Clinics of North America, 54(4): 761-9 (2007).
2.Medvei V.C., The History of Clinical Endocrinology: A Comprehensive Account of Endocrinology from Earliest Time to the Present Day, Informa HealthCare New York, 223 ISBN-13: 978-1850704270 (1993).
3.Gooren L.J., Advances in testosterone replacement therapy, Front Horm Res, 37: 32-51 (2009).
4.Wilson J.D., The evolution of endocrinology, Clin Endocrinol, Oxf, Apr, 62(4): 389-96 (2005).
5.Mattern C., Hoffmann C., et al., Testosterone supplementation for hypogonadal men by the nasal route, Aging Male, Dec,11(4): 171-8 (2008).
6.Banks W.A., Morley J.E., et al., Delivery of testosterone to the brain by intranasal administration: comparison to intravenous testosterone, J Drug Target, Feb, 17(2): 91-7 (2009).
7.Bancroft J., The endocrinology of sexual arousal, J Endocrinol, Sep, 186(3): 411-27 (2005).