Zostałem niedawno ostro skrytykowany przez prasę za to, że zabroniłem Jeremy’emu Pivenowi grać w broadwayowskim hicie Davida Mameta pt. „Speed the Plow”. Jeremy Piven najbardziej znany jest z roli w serialu HBO pt. „Entourage”, w którym gra wybuchowego lizusa, wiecznie nastawionego na „nie”, agenta imieniem Ari Gold. Dzięki błogosławieństwu mojego pacjenta mogę przedstawić, specjalnie dla czytelników MD, całą historię prosto z jego dokumentacji medycznej.
Jeremy Piven znalazł się pod moją opieką z powodu symptomów chronicznego zmęczenia oraz problemów z koncentracją. We wrześniu zleciłem ogólne badania krwi pacjenta, jednak jego wyniki praktycznie niczego nie wykazały. Zrobiliśmy wtedy test na obecność metali ciężkich w organizmie. Okazało się, że u Jeremy’ego wykryto toksyczną ilość rtęci. Badania wykazały, że w jego krwi znajdowało się jej aż 57 mcg/l, co zostało potwierdzone przez specjalistyczne laboratorium Quest Diagnostics. Abyście zrozumieli skalę problemu nadmienię, że górny limit dla rtęci w tego typu badaniach to 10 mcg/l. Okazało się więc, że u mojego pacjenta ilość rtęci blisko sześciokrotnie przekraczała poziom dopuszczalny. W ciągu ostatniej dekady mojej praktyki medycznej nigdy nie spotkałem się z wyższym poziomem rtęci w ludzkim organizmie. Wyniki zaszokowały również moich współpracowników. Jeśli chcielibyście spotkać się z jeszcze wyższym stężeniem tego metalu, to musielibyście pracować w laboratorium toksykologicznym, a i wtedy przypadki takie byłyby skutkiem wystawienia pacjenta na działanie silnych czynników zewnętrznych.
Dla naszych rozważań wystarczy informacja, że jeśli poziom rtęci zbliża się w organizmie do 60 mcg/l, oznacza to poważne problemy. Symptomy psychologiczne wykraczają wtedy poza zwykłe uczucie zmęczenia i zaczynają się szybko nasilać, prowadząc do stanu rozdrażnienia, nerwowości, niepokoju, pojawienia się zawrotów głowy, problemów z pamięcią i trudności z oddychaniem. Gdy do powyższych objawów dodamy jeszcze brak odpowiedniej ilości odpoczynku, może dojść do rozwinięcia stanu depresji oraz tendencji samobójczych. Początkowe objawy fizyczne to krwawienie dziąseł. Następnie pojawić się mogą chroniczne rozwolnienie/zatwardzenie, bóle głowy, arytmia serca, jaskra, wysokie ciśnienie krwi, niewydolność nerek, a nawet atak serca.
Nie posiadając informacji o żadnych źródłach rtęci we krwi, doszedłem do wniosku, że pochodzi ona najprawdopodobniej ze spożywanego w dużych ilościach (2 razy dziennie przez wiele lat) sushi – mój pacjent był stałym bywalcem jednej z renomowanych chińskich restauracji w Malibu. W celu poprawy ogólnego stanu zdrowia Jeremy przyjmował także jakieś egzotyczne zioła chińskie, co również mogło przyczynić się do stanu, w jakim się znalazł, jednak tego przypuszczenia nie zdołałem już potwierdzić faktami.
Biorąc pod uwagę niezłomność z jaką pacjent upierał się przy swoich planach dotyczących pracy na Broadwayu, zaleciłem mu w prostych słowach co następuje – zgodziłem się na dalszą grę, jednak nalegałem na rozpoczęcie doustnej terapii chelacyjnej, połączonej ze ścisłą dietą i odpowiednią dawką odpoczynku. Ostrzegałem także, że odpoczynek jest warunkiem koniecznym i że taki sposób usuwania rtęci z organizmu wiąże się ze stopniowym i długotrwałym nasilaniem się objawów choroby, zanim stan pacjenta zacznie się poprawiać. Siła i sposób działania rtęci na organizm ludzki różni się znacznie u każdego chorego. Chociaż Jeremy stosował się do wszystkich moich zaleceń i zgodnie z przewidywaniami odnotowano u niego znaczny spadek poziomu rtęci (po kilku miesiącach do 20mcg/l, a następnie do 16), to uczucie zmęczenia i problemy z koncentracją znacznie się nasiliły. Pacjent zaczął również wykazywać nowe, niepokojące objawy nadpobudliwości. W tym czasie – około 10 grudnia 2008 – powiedziałem ostatecznie stop i nakazałem mu natychmiastowe zawieszenie występów. Chciałem, by pacjent cały czas odpoczywał, najlepiej poza terenem szpitala, otrzymując odpowiednią pomoc medyczną, aż do zakończenia terapii.
Znalazłszy się pod silnym naciskiem producentów, Jeremy zignorował moje zalecenia, pokonał postępujące objawy choroby i powrócił do rygorów swej pracy. W rezultacie, już kilka dni później jego stan uległ dalszemu pogorszeniu, aż do momentu pojawienia się jeszcze silniejszych symptomów neuromięśniowych, problemów z pamięcią, zawrotów głowy połączonych z omdleniami, a ostatecznie wykształcenia się nietypowego EKG, potwierdzającego wyraźną bradykardię zatokową (zaburzenie powstawania bodźca w układzie bodźcotwórczym).
W tym czasie skierowałem mojego pacjenta do szpitala Greenwich. Podczas pobytu w klinice Jeremy znalazł się pod obserwacją dra Roberta Starka (słynnego kardiologa z Yale z 29 letnim doświadczeniem), dra Waltera Campa (cieszącego się wielkim poważaniem emerytowanego profesora i głównego neurologa) oraz moją. Trzeciego dnia obaj specjaliści zgodzili się wypisać pacjenta ze szpitala, zalecając jego ścisłą obserwację. Byli także jednomyślni co do tego, że Jeremy przeholował – z własnej woli lub zmuszony do tego przez zwierzchników – i powinien czym prędzej zrezygnować z pracy, wracać do zdrowia i kontynuować terapię. Należy zwrócić szczególną uwagę na użyty przez doktora Starka zwrot „przymusowy odpoczynek”, który pojawił się pośród innych zaleceń.
W tym czasie wypisałem mojego pacjenta ze szpitala, ostrzegając go, że będzie on nadal odczuwał niektóre lub wszystkie z nękających go dolegliwości, a w ciągu tygodni czy nawet miesięcy po spadku ilości rtęci do normalnego poziomu (który nie został jeszcze wtedy osiągnięty) mogą się one nawet nasilać. Jeremy był zmęczony i zawiedziony. Wysłałem go z powrotem do Los Angeles, gdzie miał odpoczywać i przechodzić badania kontrolne pod okiem moich współpracowników z kliniki w Beverly Hills. Po kilku ciężkich tygodniach zdrowie Jeremy’ego zaczęło w końcu wracać do normy.
Jaki morał płynie z tej historii? Po pierwsze, dzięki wyrzucaniu odpadów przemysłowych i domowych do oceanów sprawiliśmy, że coś tak zdrowego jak ryby stało się trucizną. Problem jest poważny, bo obecnie praktycznie wszystkie gatunki ryb zawierają pewne ilości rtęci – najwięcej jest jej w mięsie rekinów, mieczników i makreli; im ryba starsza i większa, im bliżej szczytu łańcucha pokarmowego, im więcej w niej chudego mięsa, tym więcej w niej rtęci.
Po drugie, pomimo twierdzenia źle poinformowanych „ekspertów”, zatrucia rtęcią są dziś bardziej powszechne niż kiedykolwiek przedtem. Problemem jest fakt, że istnieje zbyt mało lekarzy z doświadczeniem niezbędnym do rozpoznania odpowiednich symptomów u swoich pacjentów. Zatrucie rtęcią wpływa praktycznie na wszystkie układy naszego organizmu i może okazać się śmiertelne. Dlatego, jeśli doświadczasz symptomów lub problemów zdrowotnych, których twój lekarz nie jest w stanie zidentyfikować, zalecam, byś zrobił sobie test na poziom rtęci w organizmie.
A jaki to wszystko ma związek z przeciętnym kulturystą? Bardzo duży. Kulturyści i fanatycy zdrowego trybu życia to chyba największa grupa konsumentów tuńczyka w puszce i sushi w USA. Ja sam, gdy jeszcze brałem udział w zawodach, zjadałem bardzo dużo puszek z tą rybą. Tuńczyk prosto z puszki, sałatka z tuńczyka z dietetycznym majonezem, z niskokalorycznym sosem włoskim oraz tuńczyk z sosem jabłkowym i rodzynkami (tak, zdaję sobie całkowicie sprawę, że ta ostatnia wersja jest raczej dziwna, ale taka jest prawda). Nigdy nie przepadałem za tuńczykiem w kawałkach z wody – dla mnie zawsze zalatywało od tego karmą dla kota i podejrzewam, że podobnie również smakowało. Dlatego przeważnie wybierałem ekskluzywną odmianę tej ryby – tuńczyka białego – w zalewie wodnej. Problem w tym, że z pośród wszystkich ogólnie dostępnych tuńczyków w puszcze, to właśnie ten gatunek zawiera najwięcej rtęci. I choć jej ilość jest inna dla każdej ryby, to sushi i sashimi (sushi bez ryżu) mogą kryć w sobie dużo tego niebezpiecznego pierwiastka.
W efekcie tej haniebnej, bo wywołanej całkowicie przez człowieka, plagi nie jem już tyle tuńczyka co kiedyś – może puszkę czy dwie na miesiąc, a dawniej spożywałem taką ilość dziennie! Nadal okazyjnie zjadam sushi – kocham ten smak i elegancki wygląd talerza pełnego sushi, sashimi oraz tradycyjnych przystawek. Ograniczając spożycie tych smakołyków do jednego czy dwóch razy w miesiącu, mam pewność, że nie grozi mi nadmierna kumulacja rtęci w organizmie.
Dla osób budujących masę mięśniową nadmiar tego pierwiastka może oznaczać pojawienie się dużych problemów, z których najbardziej widocznym będzie osłabienie układu neuromięśniowego. Rtęć zakłóca funkcje metaboliczne organizmu i ingeruje w jego szlaki energetyczne. Problem w tym, że gdy już nastąpi nagromadzenie tego pierwiastka, bardzo trudno jest się go pozbyć. Jeśli po prostu przestaniesz jeść zawierające rtęć produkty, to na oczyszczenie organizmu potrzebować będziesz lat. W znacznie szybszym czasie można pozbyć się rtęci stosując czynniki chelatujące, antyoksydanty i systemy katalizatorów enzymatycznych.
Jeśli jesteś więc kulturystą rybojadem i doświadczasz niezrozumiałego spadku siły połączonego ze wzrostem uczucia zmęczenia, poproś swojego lekarza o zbadanie poziomu rtęci w organizmie. Można to zrobić na wiele sposobów, m.in. badając krew, mocz czy analizując skład chemiczny włosów. W naszej klinice stosujemy wszystkie te metody, w zależności od przypadku – niektórzy pacjenci przechodzą jeden, a inni wszystkie z wymienionych testów. Pamiętaj, jeśli podejrzewasz, że problem może dotyczyć cię osobiście, nie zwlekaj i zrób odpowiednie badania. Możesz być zaskoczony, że to właśnie metale ciężkie przeszkadzają ci w przerzucaniu ciężkiego żelastwa!