Niewielu zawodowych kulturystów może powiedzieć, że przeżyło to, co George Farah. W wieku 12 lat wstąpił do milicji chrześcijańskiej w swoim rodzinnym Bejrucie, stając się uczestnikiem wojny trwającej tam od wieków. Wiele lat później zamieszkał w USA, zostawiając, jak sądził przemoc i rozlew krwi za sobą. W 1998 roku znalazł się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie i dostał 3 kule. Nie tylko przeżył, ale rok później wygrał zawody stanowe, a w kolejnym roku zdobył kartę zawodowca i to już za pierwszym podejściem. Farah wciąż walczy z przeciwnościami losu, będąc jednym z niewielu zawodników wagi średniej radzących sobie wśród zawodowców, z których większość jest o wiele cięższa.
W związku z tym, że sam mam ciężkie doświadczenia, jak złamany kark czy nieuleczalna choroba nerek, z wielką chęcią zasiadłem z Georgem do stołu, by wysłuchać jak on przeszedł od tragedii do triumfu. Gdy przeczytacie ten wywiad, z innej perspektywy spojrzycie na własne kłopoty!
FW: Zaczniemy od postrzału, jeśli pozwolisz. Powiedz mi, co się stało jakieś 10 lat temu, dokładnie 13 sierpnia…
GF: Handlowałem wtedy samochodami i miałem się spotkać z grupą znajomych na aukcji. Aukcja ta miała miejsce w dość kiepskiej dzielnicy Rochester, nigdy wcześniej tam nie byłem. Zatrzymałem się przy spożywczym, by kupić butelkę wody, bo było bardzo gorąco, a aukcje samochodów potrafią ciągnąć się godzinami – nie chciałem się odwodnić. Na parkingu kręciła się grupka może 10 nastolatków, ale olałem to, bo miałem być w sklepie góra pół minuty. Nie wiedziałem, że to członkowie gangu, a trzech z nich ma przy sobie czterdziestki piątki. Gdy wchodziłem do sklepu, zobaczyłem w szybie odbicie jednego z tych chłopaków, celującego do mnie z pistoletu. Zanim nawet zdążyłem pomyśleć lub się odwrócić, postrzelił mi dwukrotnie w plecy. Jedna kula uszkodziła nerkę, druga przeszła tuż obok kręgosłupa.
FW: Po prostu zaczął strzelać do ciebie? Nie chciał pieniędzy ani nic innego?
GF: Słowem się nie odezwał. Nie wiedziałem, czy chciał mojego złotego łańcucha, ale po prostu bym oddał gdyby mi kazał. Potem podszedł do mnie jego kumpel z bronią w ręku i zacząłem się z nim szamotać. Broń wypaliła, a kula przeszła na wysokości talii, zrobiła mi nawet dziurę w pasku. Był tam jeszcze trzeci chłopak z pistoletem, ale on do mnie nie strzelał.
Udało mi się wyrwać broń temu gościowi, z którym się szarpałem, a także wyciągnąłem własny pistolet – nosiłem wtedy broń dla ochrony, poza tym niedługo planowałem wstąpić do policji. Więc stałem tak jak w filmach Johna Woo, waląc z dwóch spluw na raz. Przez chwilę znów czułem się jak w czasie walk w Bejrucie. Myślałem tylko o tym, że mój czas jeszcze nie nadszedł.
FW: Zrobiłeś to wszystko z trzema ranami postrzałowymi?
GF: Tak. Przez pierwszą minutę nie czułem bólu. To kwestia adrenaliny.
FW: A co z tymi dzieciakami?
GF: Nie jestem z tego dumny, ale tego, który strzelił mi w plecy zabiłem na miejscu. Kilku innych też oberwało, ale nic mi nie wiadomo o innych zgonach. Wszyscy zwiali. 5 dni później ta sama grupa napadła na bank i została zatrzymana.
FW: Kurwa, stary. To jak film Tarantino. Tak więc strzelanina się skończyła, a ty byłeś ciężko ranny. Co było dalej?
GF: Udało mi się zadzwonić po pomoc. Policja przyjechała pierwsza, ale gnojków już dawno nie było. Wsadzili mnie do wozu i wtedy nagle eksplodował ból. Nie życzę czegoś takiego nawet najgorszemu wrogowi. Wydawało mi się, że się rozpadam na części. Mocno krwawiłem, nie tylko z ran, ale też z nosa, ust , dupy, penisa… To było przerażające.
FW: Gdy w 1994 rozbiłem mojego merca na autostradzie, doświadczyłem wyjścia z ciała. Patrzyłem z góry na moje ciało rozciągnięte na chodniku. Potem miałem to jeszcze raz, gdy wkładali mnie do karetki. Przydarzyło ci się coś takiego?
GF: To zabawne, bo choć przeżyłem tylko cudem, to jednak zablokowałem to doświadczenie na cały rok. Przypomniało mi się dopiero, gdy ktoś przy mnie użył słowa „trumna”. W karetce byłem przez moment martwy. Widziałem białe wzgórze i wiele białych trumien ułożonych w pewien wzór. Obok każdej z nich stał przyjaciel lub krewny, którego pochowałem w Bejrucie. Byli dokładnie w tym wieku co w chwili śmierci, a gdy spytałem jak to możliwe po tylu latach, odpowiedzieli, że jeśli otworzę własną trumnę też zostanę już na zawsze młody. Wspinałem się w ich kierunku, ale po chwili znowu ogarnęła mnie ciemność i mogłem tylko walić w wieko zamkniętej trumny. W tym momencie ratownicy podłączyli mnie do defibrylatora i wróciłem do żywych.
FW: Przerażające. Można mieć potem koszmary na całe życie.
GF: Jestem przekonany, że gdybym zdecydował się pozostać w tej trumnie i nie walczyłbym, to umarłbym.
FW: Jak długo byłeś w szpitalu i jak wyglądało leczenie?
GF: Najpierw miałem operację nerki, pęcherza i dolnej części kręgosłupa. Straciłem jedną nerkę.
FW: Od 2003 roku, po transplantacji miałem przez pewien czas 3 nerki. Ale w zeszłym roku prześwietlenie wykazało, że dwie z nich są odcięte od dopływu krwi i praktycznie martwe. Tak więc, podobnie jak ty, żyję z jedną nerką.
Wracając do operacji, wyjęli kule?
GF: Część jednej z nich była za blisko kręgosłupa, więc musieli ją zostawić. Ciągle mam ją w sobie, podobnie jak mnóstwo mikroskopijnych odłamków, które zdaniem lekarzy nie były warte cięcia i wyciągania. Usunięto mi też po połowie jelita grubego i cienkiego, a to co zostało z tego ostatniego, podłączono do małego woreczka umieszczonego nad prawą pachwiną. Zabieg ten zwany jest ileostomią. Podczas tych wszystkich zabiegów 7 razy doszło do zatrzymania pracy serca. Spędziłem w szpitalu 5 miesięcy, z czego 5 tygodni na intensywnej terapii. Waga spadła z 90 do 60 kg.
Dzień, w którym wyszedłem ze szpitala był bardzo dołujący. Byłem szczęśliwy, że żyję, ale mięśnie przepadły, czułem się słaby i zmęczony i miałem do brzucha przyklejony woreczek na odpadki, który musiałem opróżniać zamiast po prostu pójść do łazienki jak normalna osoba. Byłem zdruzgotany.
FW: Rozumiem cię. Po tym co stało się mi i moim nerkom w 2003 roku moja waga spadła ze 125 kg do 90. Było do dupy. W jaki sposób byłeś w stanie psychicznie i fizycznie pozbierać się po takiej stracie i już w 6 miesięcy po ostatniej operacji, mającej na celu połączenie jelit, wygrałeś zawody stanowe.
GF: Prawda jest taka, że już przed ostatnią operacją udało mi się dobić do 85 kg jednak po niej znowu zjechałem do 60 kg. Po operacji potrzebowałem czegoś, na czym mógłbym się skupić, celu, rywalizacji. Postanowiłem wystartować w mających się odbyć za 6 miesięcy NPC New York i je wygrać. Telewizja zrobiła materiał o moim powrocie do sportu i zachęciła ludzi do przyjścia na zawody i wspierania mnie. Wszyscy na siłowni myśleli, że zwariowałem chcąc tak szybko wrócić na scenę i to jeszcze z myślą o zwycięstwie.
Kryłem się, wiec nikt nie wiedział, jakie zmiany zachodzą w moim wyglądzie, ale wszystko było na dobrej drodze. Z każdym dniem odbudowywałem mięśnie i spalałem tłuszcz, ciężko harując na siłowni. Na widowni było może z 1000 osób, z czego połowa przyszła tam dla mnie. To było wspaniałe uczucie i wygrałem jednogłośnie. Wiedziałem, że jestem w stanie to zrobić. Chodziło tylko o to, by strzelanina i późniejsze operacje nie stały się wymówką do opieprzania.
FW: Nie chcę być wścibski, ale jak ci się żyło ze stomią? Jak długo nosiłeś woreczek?
GF: Nieco ponad rok i muszę przyznać, że było to niewygodne i nieprzyjemne. Miałem koszmary, że będę musiał nosić ten pieprzony woreczek do końca życia. Nie masz pojęcia, jaka to ulga, być znowu w stanie korzystać z łazienki jak każdy. Na niektóre rzeczy nie zwracamy uwagi dopóki ich nie stracimy.
FW: Czy masz jeszcze problemy z przyswajaniem spożywanego pokarmu? Czy jakichś pokarmów musisz unikać?
GF: Dobrze się zaadoptowałem w tej kwestii. Teraz jedzenie przechodzi przeze mnie szybciej niż kiedyś, więc jadam częściej niż przeciętny kulturysta – co godzinę, góra półtorej, zamiast co dwie, trzy. Nie mogę jeść dużych porcji, więc ilości na talerzu są dość umiarkowane jak na zawodowego kulturystę. Pewne produkty drażnią mój układ pokarmowy i wywołują ból, szczególnie tłuste lub niezdrowe. Muszę więc być na dość czystej diecie, czy tego chcę czy nie.
FW: Czytałem kiedyś, że miałeś mieć jeszcze jedną operację przepukliny, ale zrezygnowałeś z niej, ponieważ w formie startowej pod mięśniami brzucha siatka byłaby widoczna. Czy lekarze wymyślili już jakiś inny sposób leczenia, który nie zniekształcałby twego brzucha?
GF: Nie, ale mój stan nie jest na tyle poważny, by kuracja nie mogła poczekać. Przejdę operację, gdy skończę startować, czyli za jakieś 4–5 lat.
FW: Najwyraźniej przepuklina i kula w plecach nie przeszkadzają ci w treningach. Świadczy o tym twoja sylwetka. Kilka miesięcy temu zająłeś 5. miejsce na Olympia Showdown i muszę przyznać, że wyglądałeś fantastycznie.
GF: Miło mi to słyszeć, bo choć mam swoje ograniczenia, to znalazłem sposób, by je obejść. Najważniejszym ograniczeniem w treningu jest to, że nie mogę stosować pasa, gdyż w czasie robienia na przykład przysiadu odruchowo dociskamy brzuch do pasa, co tylko pogorszyłoby moją przepuklinę. Nie łatwo jest trenować ciężko i z głową. Przed strzelaniną, mogłem siadać z ciężarem 250–270 kg. Teraz maksymalnie biorę 185 kg na 15 powtórzeń. Ale nogi rosną też przy dużej liczbie powtórzeń.
Czasem czuję ból wywoływany przez te odłamki w plecach. Czasem dostaję takich skurczy, że nie mogę chodzić przez kilka dni. Naprawdę muszę trenować o wiele ciężej niż większość, by jakoś wyglądać. Ponieważ mam tylko jedną nerkę, nie mogę stosować jakichkolwiek diuretyków. Nie mogę też stosować innych suplementów, jeśli wiesz co chcę powiedzieć. Najważniejsze jest zdrowie. Bóg dał mi drugą szansę i nie zamierzam jej zaprzepaścić. Muszę także wspomnieć, że przez kłopoty z nerką przez większą część roku muszę ograniczać spożycie białka do 100 g dziennie. Podnoszę nieco tę wartość tylko w czasie przygotowań do startu, ale ciągle nie jest tego tyle, ile moglibyście przypuszczać. Nie chcę skończyć skazany na dializy do końca życia.
FW: Słusznie. W 2003 roku miałem dializy. Półtorej godziny co drugi dzień. Dzięki Bogu znalazł się dawca, bo do dziś bym tak żył. Gdybym wciąż żył.
GF: Wiesz więc jak to jest, gdy trzeba bacznie uważać na swoje ciało.
FW: Tak. Niestety większość kulturystów nabiera takiego podejścia dopiero, gdy coś im się stanie. Zanim zapomnę, czy czasem nie rozwaliłeś sobie niedawno głowy na siłowni?
GF: (śmieje się) Tak, ma się to szczęście, co? To było w Gold’s Gym w Sacramento. Robiłem ściąganie linki wyciągu górnego, mając nałożone jakieś 145 kilo, gdy coś się urwało przy bloczku i uderzyło mnie w głowę. Zamroczyło mnie na kilka sekund i dość mocno krwawiłem. Potrzeba było aż 7 szwów. Całe szczęście, że pochylałem się do przodu. Gdybym był odchylony, ta część uderzyłaby w bardziej miękki obszar czaszki i mogłoby być dużo gorzej.
FW: Powinieneś ich zaskarżyć!
GF: Nie, nie chciałem, choć wiele osób mi to doradzało, a właściciel naprawdę się przejął. Ale to miły facet, który pozwolił mi tam ćwiczyć za darmo. Zbyt mocno cieszę się, że żyję, by tracić czas na skarżenie ludzi do sądu. To nie w moim stylu.
FW: Miejmy nadzieję, że to już wszystkie twoje problemy medyczne...
GF: Niestety nie, miałem w zeszłym roku jeszcze jeden zabieg. Miałem kamienie żółciowe i lekarz zalecił wycięcie woreczka. To było na 12 tygodni przed Europa Super Show. Przed zawodami robię zwykle ładowanie tłuszczami, ale nie zdawałem sobie sprawy, jak zmienią się reakcje mojego organizmu po wycięciu woreczka. Kilka dni przed zawodami wyglądałem rewelacyjnie. Ale na scenie byłem już 7 kg lżejszy, płaski i zalany. Ładowałem węgle przy pomocy Pepto Bismol, bo to była jedyna rzecz, którą mogłem w sobie utrzymać.
FW: To pokazuje pewną ciekawą rzecz. Ludzie często gadają, że ktoś nie trafił z formą na zawody, ale nie mają pojęcia przez co naprawdę przechodzi zawodnik. Nie potrafię wyrazić, jak bardzo cię podziwiam. Wtedy pierwszy raz startowałeś w nowej kategorii wagowej. Co o niej myślisz?
GF: Dla mnie to supersprawa. Gościom, którzy przeszli na zawodowstwo w kategorii lekkiej lub średniej rzadko udaje się coś osiągnąć. Trudno walczyć, gdy facet obok ciebie jest 30 albo i 50 kg cięższy. Z takich zawodników jako tako w kategorii open radzę sobie tylko ja i David Henry. Chciałbym tylko by kategoria „Under 202” była tak samo nagłaśniana i sponsorowana jak open. Zająłem 5. miejsce na Europa i Olympii, a w relacjach z tych imprez nie znalazłem ani jednego swojego zdjęcia! Ciężko mi zejść do tych 91 kg z moich normalnych 97,5, więc naprawdę zastanawiam się czy warto. Może po prostu będę startował w open, tak jak to robię od dawna.
FW: A co jeszcze u ciebie słychać?
GF: Właśnie zacząłem szósty rok współpracy z Optimum Nutrition. Ta firma jest dla mnie bardzo dobra i bardzo doceniam ich pomoc, wsparcie i wiarę we mnie. Stosuję codziennie ich produkty. Niedawno otworzyłem też własną siłownię: Optimum Fitness Xtreme w Rochester. To nieduża siłka, ale sprzętu w niej nie brakuje.
FW: Byłeś także zajęty przygotowywaniem innych zawodników do startów… W kuluarach często można usłyszeć twoje nazwisko.
GF: Tak, do tej pory pomogłem zdobyć karty pro aż 26 osobom, zarówno w kulturystyce, jak i w fitness i mam nadzieję, że takich osób będzie jeszcze więcej. Ostatnio pracuję z wieloma kulturystami i kulturystkami. To mi zabiera mnóstwo czasu, ale nie ma nic fajniejszego, jak pomagać sportowcom spełniać marzenia.
FW: Na pewno jesteś bardzo zajętym człowiekiem. A jakie masz dalsze plany?
GF: Nic pewnego. Myślę o kilku startach w drugiej połowie roku, ale jeszcze nie zapadły żadne decyzje.
FW: Cóż, dziękuję w imieniu swoim i wszystkich czytelników MD za ten szczery wywiad. Powodzenia!
GF: Dzięki Flex, miło było z tobą porozmawiać.
Trening pleców George’a Faraha
Podciąganie
George stosuje to ćwiczenie regularnie, co nie jest tak częste wśród zawodowców, a nawet dokłada sobie ciężaru, co jest już ewenementem. Rozgrzewa się robiąc serię bez obciążenia, a potem robi 5 serii właściwych z obciążeniem 10, 20, 30, 40 i 55 kg. Jak widzicie na zdjęciach, George nie robi oszukanych podciągnięć, tylko pełne ruchy z całkowitym rozciągnięciem i mocnym skurczem mięśnia. „Przy podciąganiu z obciążeniem trzeba uważać” - ostrzega. „Jeśli nie będziesz ostrożny, możesz łatwo wybić bark. Dlatego też zawsze ćwiczę w wolnym tempie i nie odbijam się w dolnej fazie ruchu. Nigdy także nie zwisam na rozluźnionych barkach. W kilku ostatnich powtórzeniach pomaga mi partner, ponieważ w ten sposób naprawdę świetnie podkręca się intensywność”. George robi podciąganie zarówno wąskim, jak i szerokim chwytem, zwykle po 3 serie każdego na tym samym treningu.
Wiosłowanie sztangielką jednorącz
Wiosłowanie sztangielką to idealny przykład ćwiczenia, w którym George wybiera ciężar, który może kontrolować, a nie stara się stosować jak największe hantle. Po rozgrzewce 18–20 kg sztangielką, robi kilka serii dochodząc do 50–55 kg, ciągnąc w górę do biodra i przez sekundę spinając z całych sił pracującą stronę najszerszego w szczytowym momencie powtórzenia.
„Pamiętam jak Lee Haney opowiadał, że nigdy nie wiosłował hantlami większymi niż 35 kg, ale podkreślał, że ciężar ma iść całą drogę w górę” – opowiada George. „Tysiące facetów jest w stanie wyrwać na kilka cali w górę hantel o wadze 70–90 kg i nazywają to powtórzeniem, ale większość ich nie może pochwalić się grubymi najszerszymi. Pomyślcie o tym: pełny zakres ruchu i silne spięcia to podstawa treningu pleców”.
Ściaganie linki wyciągu górnego do klatki szerokim chwytem
George zawsze ściąga linkę wyciągu górnego do klatki. „Nigdy nie robię żadnych ćwiczeń do karku” – zdradza. „Nie chcę mieć problemów z pierścieniem rotatorów, bo to by naprawdę popieprzyło moją karierę”. Używa też małpiego chwytu, przy którym wszystkie palce ma po tej samej stronie drążka. Odciąża biceps i zmusza plecy do przyjęcia większego ciężaru.
„Sam do tego doszedłem, studiując anatomię i eksperymentując na siłowni” – mówi. „W ten sposób lepiej rozwiniesz też przedramiona, szczególnie gdy pasków używasz tylko do najcięższych serii”. George wie co mówi, gdyż z łatwością podrywa pełen stos ważący 145 kg. To robi wrażenie nawet w Samson’s Powerhouse Gym w Rochester, siłowni, z której wywodzi się Bob Cicherillo. „Nie jestem tam największy” – żartuje George. „Więc, gdy stosuję duże ciężary, niektóre szczęki opadają bardzo nisko”.
Ściąganie linki wyciągu górnego do klatki wąskim chwytem
Treningi nigdy nie powinny być takie same, dlatego George ściągając linkę wyciągu górnego do klatki stosuje czasem wąski uchwyt. W tej wersji nieco bardziej odchyla się do tyłu i ściąga linkę do klatki, by mocniej obciążyć dolną część najszerszych. „Musisz atakować plecy ze wszystkich stron, ponieważ to bardzo złożona grupa mięśniowa” – zauważa.
Wiosłowanie linką wyciągu siedząc
Wiosłowanie linką wyciągu siedząc George robi idealną techniką. Wychyla się do przodu by w pełni rozciągnąć mięśnie na początku ruchu, poczym ciągnie mocno w tył, dociągając linkę do brzucha. Jego tułów jest idealnie prosty w finalnym momencie każdego powtórzenia, George nie odchyla się do tyłu jak większość kulturystów. „To ogranicza zakres ruchu, ponieważ nie możesz ściągnąć łokci do tyłu i złączyć łopatek” – tłumaczy. „Musisz pamiętać, że celem nadrzędnym jest zawsze maksymalne spięcie ćwiczonego mięśnia… Inaczej tracisz czas”.
Wiosłowanie na maszynie
Farah w swych treningach wykorzystuje także maszyny, by móc katować plecy pod unikalnymi kątami.
W Samson’s jest kilka modeli różnych firm, ale George preferuje linię Hammer Strength. „Nie powiedziałbym, że te maszyny są skuteczniejsze niż wiosłowanie wolnym ciężarem, ale dają oparcie plecom oraz pozwalają nieco zmodyfikować ich pracę w sposób nieosiągalny z hantlami czy sztangą”.
Odwrotne rozpiętki na maszynie
Na zakończenie George atakuje tylny akton barków. Woli je trenować razem z plecami, a nie w dniu przeznaczonym na barki. „To logiczne, gdy weźmiesz pod uwagę, w jaki sposób tylny akton barków jest angażowany podczas treningu pleców” – tłumaczy. Zwykle robi 5 serii po 8–12 powtórzeń na maszynie, nie potrzebując już dużych obciążeń by zmęczyć i dopompować mięśnie.
Split George’a Faraha
Poniedziałek: klatka
Wtorek: plecy
Środa: nogi
Czwartek: barki i brzuch
Piątek: ręce i łydki